Jak mówił mój mistrz Alfred Hitchcock - "grunt to dobrze zacząć" - czy coś w tym stylu.
No to zaczynamy:
Jako stary amigowiec, który od 9 lat używa peceta (bo w Wordzie są takie fajne tabelki), chciałbym
trzeźwo spojrzeć na środowisko tzw. "amigowiec"... Nie, źle. To może tak:
Jako doświadczony użytkownik MorphOS-a 1.5 nie rozumiem postaw pewnych ludzi, a w szczególności
redaktorów pewnego portalu... Też nie tak... To może w ten sposób:
Skończyły się czasy, kiedy te niebieskie lekkoduchy fruwały jak motyle, z kwiatka jednej aplikacji na
drugi i nurzały się bezczelnie w nektarze pysznego softu. Teraz nadchodzi nowa era... Nie, nie,
nie, co ja wypisuję, chyba za dużo PPA czytam... Wobec tego spróbuje normalnie.
W sobotę 23 lipca 2005 roku zbudziłem się wcześnie rano, spojrzałem na kalendarz i zobaczyłem
notatkę "Pojechać na AEM2005, zabrać Pegaza i kobietę". Po pięciu minutach, kiedy do mojego mózgu
dotarła przetworzona już informacja o treści "Za 20 minut odjeżdża autobus, a ty jesteś
niespakowany, pierdoło", zerwałem się z łóżka i pobiegłem na dworzec. Kiedy wróciłem, żeby się ubrać
i zabrać rzeczy, czekał na mnie juz kubek parującej kawy i moja Pani, która pukała się wymownie w
czoło. Spakowanie Pega do plecaka zajęło mi sekundy (trening czyni mistrza) i wyruszyliśmy w drogę.
Po trzech godzinach byliśmy na miejscu. Na ogrodzeniu Ośrodka Wypoczynkowego dla Zmęczonych
Policjantów dumnie błyszczał w słońcu napis "AMIGA". Przekroczyliśmy bramę i wpadliśmy na party
place. Na miejscu czekał już niezmordowany MarX z Zedem oraz chłopaki z Makówkami - Krismiszcz i
Eastone. Po długich powitaniach zapłaciliśmy haracz i przyozdobiliśmy swoje stroje gustownymi
identyfikatorami. Zacząłem rozstawiać sprzęt, a Lucyna poszła na rekonesans nad jezioro.
Po niedługiej chwili zjawił się Drako ze swoim nowym Pegasosem G4 i usadowił się obok mojego
stanowiska. Razem z Drako przyjechali Dark Wolf i Over Kill. Kolejno pojawiali się: Virago ze swoją
A1200 z Mediatorem i Andym, MaaG z rodziną (niestety Nemesis mogliśmy podziwiać tylko na
pendrive), Rzookol z Pegasosem G3, bratem Maćkiem (doskonały kierowca-mechanik) i Reactor z KOCem.
Sala powoli się wypełniała, wkrótce zabrakło wolnych stolików, bo przyjechał Taurus i przywiózł ze
sobą A1200 z pałerką, BVision i Tuptusiem. Był to jedyny sprzęt, na którym mogliśmy podziwiać blat
Workbencha na panelu LCD 19", wyglądało to bardzo efektownie. Nie zabrakło młodzieży i nie mam tu
na myśli tylko braci Guc, ale również niezawodne dzieci wczasowiczów, które zawsze podbijają nam
frekwencję i wychodzą dobrze na zdjęciach. Jak co roku impreza miała charakter nieformalny,
uczestnicy swobodnie przemieszczali się i brali udział w powstających spontanicznie dyskusjach
panelowych. Wkrótce w okolicznych sklepach zabrakło piwa i musieliśmy chodzić spory kawał dalej.
Co można było zobaczyć:
- MUI4 na komputerze PegaososII z G4 i systemem MorphOS 1.4.5,
- dwa PowerMaki z G3 i systemami MacOS9 i MacOSX - pokaz tego sprzętu cieszył się wielkim zainteresowaniem,
- MarX z pewną nieśmiałością pokazywał nam swoją wielką kartę PicassoII i opowiadał jak zmieniła ona jego życie,
- chętni mogli porównać prędkość działania MacOS9 na PowerMaku G3 i na Pegasosie G3 i G4 (emulacja realizowana była za pomocą MOL-a),
- dzieci i młodzież skupiły się przy moim Pegasosie, na którym można było pograć w gry LiveCD tj. TORCS, TRIGGER i składankę 111 gier, czyli CDGA,
- z braku AmigaOne z AmigaOS 4.0, emulator PSX-a - FPSE musieliśmy odpalić na Pegasosie z OS4Emu. Nie było co
prawda sprzętowego wspomagania 3D, ale w Drivera i GranTurismo pograliśmy,
- Rzookol włączył emulator Atari 800 i zainteresowani mogli podziwiać słynne demko NUMEN,
- wszystkie kompy wyposażone w sieciówki zostały zsieciowane i przekonaliśmy się, że jest możliwa zgodna praca w
sieci PowerMaka, peceta i Amigi,
- testowanie PowerMaków dawało sporo radości, ich właściciele chętnie otworzyli fantazyjne obudowy i pozwalali wszystkiego dotykać i wciskać różne przyciski na płycie głównej i muszę przyznać, to rzeczywiście odporny sprzęt,
- ze sporym wzruszeniem obejrzeliśmy także odcinek niezapomnianego programu "SONDA", traktujący o symulacji komputerowej.
Nieubłaganie zbliżała się pora kolacji. Organizator się postarał i zorganizował potężny grill.
Zaczęła się cudowna zabawa, każdy kładł na grilu co mu w ręce wpadło. Nastąpiła nawet próba
wypalenia w żarze płytki z MOS-em 1.5, lecz czym się to zakończyło lepiej nie pytajcie. Kiedy zabawa
trwała w najlepsze, w okolice grila zawitała Kierownik Ośrodka (respect!), która w kategoryczny
sposób zażądała, aby nasze nieskromne grono wzięło udział w "dansingu", który odbywał się w
pobliskiej świetlicy. Cóż było robić, obiecaliśmy że przyjdziemy.
Przy piwie i głośno grających modułach czas biegł szybko. O godzinie 20 drzwi party place otworzyły
się z hukiem i na scenę wbiegło dwóch smagłych młodzieńców, czyli Pepson i Doktor. Tłum zadrżał,
kiedy Pepson wyjął zza pazuchy butelkę tradycyjnego napoju mieszkańców Polesia. Po wstępnej
konsumpcji nowi goście zaczęli rzucać w stronę zebranych płytki z Ubuntu - bardzo sympatyczną
dystrybucją Linuksa. Płytki były w wersji zarówno x86 jak i PPC, ale tych drugich na Pegazie nie
udało się odpalić. Za to na Makach jak najbardziej. Oprócz płytek przyniesiony został także kij do
golfa i zebrani mogli popróbować swych sił w tym sporcie. Jako piłki służyły puszki po piwie,
dołkiem zaś była butelka po Żubrówce umieszczona na krześle. Zawody trwały w najlepsze, ale
zwycięzcy nie wyłoniono, bo zgasły światła i zaczęła się jedna z najbardziej oczekiwanych części
imprezy, czyli pokaz dem.
Na pierwszy ogień poszło demo "BOING", tak uczciliśmy 20 rocznicę narodzin
Amigi. Pokaz był wspaniały i publiczność reagowała bardzo żywo. Nie brakło słów przygany kiedy
twórcy używali słabych efektów (ch**nia!) i aprobaty, gdy na ekranie widać było jakieś szczególnie
niesamowite kwadraty (za****ste!). Głośna muzyka i światła z kolorofonów sprawiły, że część
wczasowiczów myliła nasze party place z owym nieszczęsnym "dansingiem". Z tego powodu bardzo dużo
ludzi przeróżnego autoramentu obejrzało rzeczy, których inaczej nigdy w życiu by nie zobaczyło. Niektórzy
"zagubieni" zostali nawet do końca imprezy, a nawet prosili o powtórzenie niektórych dem!
Aby nie zawieść oczekiwań Kierowniczki Ośrodka, na "dansing" udał się Pepson, jako najbardziej trzeźwy członek
naszego towarzystwa. Tańczył tam z kijem golfowym, wzbudzając powszechną sensację i ożywienie
wśród tańczących emerytów. Fakt ten został udokumentowany szeroko materiałem zdjęciowym.
Impreza powoli dobiegała końca, słabsze psychicznie jednostki (w tym ja) udały się na spoczynek na
legendarnych już krzesłach. Dla kobiet znalazło się nawet łóżko polowe, w którym nie wiedzieć czemu
obudziłem się rano. O poranku, po obowiązkowej kąpieli w jeziorze, obejrzeliśmy teledysk Zladko
"Zlada" Vladcika - "Elektronik Supersonik" oraz najnowszy film ze stajni ASV - "Festiwal Urwanych
Filmów" (na prośbę publiczności zaprezentowałem również nieśmiertelne "997"). Po tej strawie
duchowej i dojedzeniu resztek z wieczornego grila, uczestnicy imprezy zaczęli się powoli rozjeżdżać.
Poranny spokój zakłócał jedynie Pepson, który szukał tajemniczej "rurki" i tutaj prośba, jeśli
znaleźliście w swoich rzeczach błyszczący walcowaty przedmiot, to odeślijcie go do Włodawy na poste
restante.
Cóż, po gorących powitaniach, przyszła pora na niemniej gorące pożegnania. Ze wzruszeniem przyjąłem
propozycję Rzookola, żeby jechać razem pojemną Skodą Favorit. Jeszcze ostatnie
uściski, ktoś ukradkiem otarł łzę z oka i pora była ruszać. Wyjechaliśmy w starym dobrym stylu -
nie płacąc za parking. Było to możliwe jedynie dzięki poświęceniu Reactora, który otworzył sobą
bramę i zmylił pościg. Powrót był bardziej komfortowy niż jazda ciasnym autobusem. Ja z rozwianymi
włosami i z monitorem na kolanach, Lucyna której nie było widać zza plecaka, Reactor z KOCem, a z
przodu dzierżący Pegaza i uważnie śledzący ruchy brata - Rzookol. Skoda nie zawiodła do samego
Lublina, a na wypadki, które wydarzyły się potem, opuszczam litościwie zasłonę milczenia. Jedno jest
pewne, Amiga Eastern Meeting staje się z roku na rok coraz większą i coraz bardziej klimatyczną
imprezą. Dobra zabawa w duchu Amigi, sympatyczni i ciekawi uczestnicy, wysoka "kultura picia",
jezioro i bardzo dobra organizacja - to jest właśnie AEM. Pamiętajcie, żeby zjawić sie tam już za 12
miesięcy, by móc potem mówić z dumą swoim dzieciom - "Ja też tam byłem".
stony
(Artykuł ukazał się pierwotnie na łamach portalu PPA)
(c) 2002 - 2005 Marek Hać
|
|